nieśmiałej i zalęknionej, przebiegł promyk radości i czułości. Widać było, że czuł się bardzo, bardzo szczęśliwym panie te witając. Z tem wszystkiem, gdy usiadł już na fotelu obok Delicyi, a naprzeciw jej matki, nie miał nic pilniejszego do uczynienia, jak zdjąć coprędzej rękawiczki i ze wszystkich stron, nadzwyczaj starannie obejrzeć swe ręce. Dłoniom swym szczególniej, szerokim i grubą skórą przychleczonym, przypatrywał się tak długo i z tak głęboko skupioną uwagą, iż zdawać się mogło, jakoby był szczególnym zwolennikiem chiromancyi, a studya nad nią przeważnie na swej własnej osobie odbywał.
Wszystko to jednak nie trwało długo. W salonie p. Żuliety panowała atmosfera tak ciepła, tak jakoś serdecznie i mile poufała, rozmowa pomiędzy znajdującemi się w niej osobami toczyła się w kierunkach tak prostych, łatwych, a dla młodego gościa przystępnych i sympatycznych, że ręce hrabiego opuściły się na kolana znacznie prędzej, niżby względnie do przyzwyczajeń jego spodziewać się należało, a powieki jego za to podniosły się i ukazały wzrok dziwnie łagodny i już spokojny, rozpromieniony bardzo ciepłą, jakkolwiek na dnie źrenicy chowaną iskrą żywej
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pompalińscy.djvu/419
Ta strona została uwierzytelniona.