i szczęśliwie... o sobie nie mówię... byłam zawsze taką, jaką dziś jestem! Cokolwiekbądź, mąż mój chociaż smutniejszym był niż wprzódy i więcej samotności szukającym, pracował zawsze wiele nad gospodarstwem i książkami, doskonale i bardzo energicznie... o! bardzo energicznie rządził majątkiem... słowem, nikt a nikt nie mógł posądzić go o najlżejszą nieprzytomność umysłową... Niekiedy tylko, rozmawiając w towarzystwach o pewnych przedmiotach, tyczących się... tyczących się spraw, jak wyrażał się, ogólnych, wpadał w dziwny jakiś, mogę nawet powiedzieć nienaturalny zapał... w szczególną, jak się później i pokazało, chorobliwą egzaltacyą... Przyszło nawet do tego, że o niczem innem już i mówić nie chciał... zakopał się w gazetach, dniami i nocami czytywał je, a wszystko co działo się na świecie, obchodziło go tak dalece, tak żywo jakby to były własne jego, domowe interessa... Przyszło do tego nawet, panie hrabio! że, ach! domowe osoby... ja... dzieci... jakbyśmy nie istniały dla niego... jakby nas dla niego na świecie nie było...
Wymówiła to z niedającemi się utaić żalem i goryczą; mniemała że bardzo szczerze i zupełnie słusznie, jakkolwiek ona nie ofiarowywała
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pompalińscy.djvu/425
Ta strona została uwierzytelniona.