Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pompalińscy.djvu/431

Ta strona została uwierzytelniona.

Rzekłszy to pochylił głowę, odwrócił się i miał już rozpocząć na nowo swą do koła wędrówkę, gdy Delicya z łagodną pieszczotą, otoczyła szyję jego ramieniem i zwracając twarz jego w stronę, w której stał młody hrabia, rzekła:
— Ojczulku! Oto jest pan hrabia Pompaliński, o którym ci wczoraj mówiłam... chciałam, koniecznie chciałam abyś pana hrabiego zobaczył...
Cezary, nagłym, niespodziewanym ruchem, pochwycił rękę obłąkanego i nie mówiąc ni słowa, uścisnął ją z całej siły w swych dłoniach. Adam Kniks zatrzymał jego rękę i patrzał mu w twarz długo, uporczywie, jakby z niej wyczytać cóś pragnął, jakby z wysileniem niezmiernem, zbierał własne, rozpierzchłe myśli.
— Hrabia... Pompaliński... zaczął nakoniec, wiem... wiem... słyszałem... jesteście wielkimi panami... macie miliony... ale nie warci jesteście niczego... niczego... nic nie czujecie... nic nie czynicie...
— Ojczulku! z przestrachem w głosie szepnęła Delicya.
Ale Adam Kniks nie przestawał uporczywie wpatrywać się w młodego człowieka, poczem mówił dalej: