Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pompalińscy.djvu/434

Ta strona została uwierzytelniona.

Ale Cezary nie słyszał w tej chwili głosu, który w zwyczajnych okolicznościach posiadał dla niego urok tak bardzo podbijający. Z oczami wiepionemi w twarz ojca ukochanej swej, w twarz tę zbolałą, przejmująco smutną a jednak przyobleczoną dziwną jakąś, nadludzką jakby powagą, postąpił szybko kilka kroków i zanim Delicya odgadnąć mogła co uczynić zamierza, pochwycił obłąkanego za obie ręce i głosem przyciszonym, nieśmiałym, uszanowania i czułości pełnym, wymówił:
— Jestem młodym, panie... bardzo młodym... a choć wszyscy mówili mi zawsze, że jestem bon à rien, być może jednakże kiedyś przydam się na cóś ludziom.... Mówiłeś, panie, że Pompalińscy nigdy nic nie uczynili... i ja także nic nie uczyniłem dotąd, ale być może iż będę mógł, iż kiedykolwiek potrafię co dobrego uczynić... pragnę tego... bardzo pragnę, a życie długie jeszcze przedemną... Pobłogosław mię panie na to długie życie, aby się ono na cokolwiek przydało tym ludziom, których ty panie tak mocno... tak bardzo kochałeś....
Wymawiając ostatnie wyrazy, młody hrabia przykląkł na jedno kolano. Uczynił to, prawdę