Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pompalińscy.djvu/437

Ta strona została uwierzytelniona.

Mówiła to szczerze. Oczy jej z rozrzewnieniem spoczęły na twarzy hrabiego, którą przy ostatnich słowach jej rozświecił promień niebiańskiej radości.
— Doprawdy! zawołał zcicha, pani masz dla mnie przyjaźń... choć trochę przyjaźni... mój Boże! Jakiż ja jestem szczęśliwy...
Mówiąc to przycisnął do ust swych rękę Delicyi, ale ona wyśliznęła ją żywo z jego dłoni.
— Chodźmy do mamy! rzekła i śpiesznie weszła do salonu.
Pani Żulieta z widocznym niepokojem oczekiwała powrotu gościa i córki. Widząc ich wchodzących, bystrem, przenikliwem spojrzeniem orzuciła obie ich twarze.
— Niewiem prawdziwie, zaczęła, jak mam przeprosić pana, kochany panie Cezary, za to przykre wzruszenie, którego pan w domu naszym doświadczyłeś. Delicya chciała koniecznie...
— Jestem bardzo, bardzo wdzięczny, pannie Delicyi, szepnął młody hrabia siadając na fotelu obok gospodyni domu.
Widocznem było że chciał powiedzieć cóś więcej jeszcze, ale zmięszał się ogromnie, przeląkł się prawie swej własnej myśli. Spuścił wzrok na