Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pompalińscy.djvu/438

Ta strona została uwierzytelniona.

ręce swe, które nabawiały go większym i widoczniejszym jeszcze niż zwykle kłopotem i zaczął oglądać je bardzo starannie. Ale ręce mu drżały, a wzrok mglił się daremnie wstrzymywanemi łzami. Nagle, w sposób najbardziej dla wszystkich obecnych niespodziany i najmożliwiej już niezgrabny, osunął się przed p. Żulietą na kolana i rękę jej do ust swych przyciskając, wyszeptał:
— Mąż pani pobłogosławił mię przed chwilą... czy pani także zechce...
Pani Żulieta podniosła się na wpół. Twarz jej wyrażała w tej chwili nadzwyczajne zakłopotanie. Niczego mniej spodziewać się nie mogła jak podobnej sceny i nic a nic nie wiedziała, w jakim mianowicie guście udzielonem być miało to błogosławieństwo, o które prosił ją młody hrabia. Dwaj bracia Delicyi stojąc na stronie, walczyli widocznie pomiędzy niepokojem i zakłopotaniem także, a serdeczną ochotą głośnego zaśmiania się. Ale p. Żulieta posiadała dużo wrodzonego dowcipu. W oczach jej błysnął pomysł genialny.
— Delicyo! zawołała zcicha.
Na dźwięk imienia tego, Cezary w klęczącej ciągle postawie zostający, drgnął i wzrok nieśmiały zwrócił ku przywoływanej dziewicy.