Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pompalińscy.djvu/470

Ta strona została uwierzytelniona.

bladych i wązkich, igrał zaledwie dostrzegalny uśmieszek.
— Słucham cię, Auguście, wyrzekł po chwili.
Odezwaniem się tem przyciśnięty do muru, hr. August, jąkając się i zniżonym głosem, czytać zaczął co następuje:
„Cher papa! Ani wyobrażenia mieć nie możesz o tem, jak cudownem miastem jest Florencya. Nigdy tu jeszcze nie byłem, a dla czego teraz jestem zamiast być w Londynie? Mógłbym zapewne, jak mówią żaki w szkołach, dusić wilka i... zachorować na piersi, znaleźć się, naprzykład w pierwszym stopniu suchot gwałtownie południowego klimatu wymagającym, a wstręt śmiertelny uczuwającym do mglistego nieba angielskiego, pod którym wyrabiają się machiny z najdoskonalszemi pod słońcem kółkami i śrubkami i przechadzają kobiety z największemi na kuli ziemskiej nogami i najbrzydszemi lokami. Mów sobie co chcesz, cher papa, ale ja w angielskich pięknościach, dopatrzeć nie mogłem nigdy żadnej piękności. Kibicie ich w zadziwiający sposób przypominają mi flety, barwa włosów popielcowego śledzia, a loki nastręczają mi niezbędnie myśl o pijawkach. Nikt zaś z pewnością nie wie