lety i białemi płatkami usiały kobierzec, a młody hrabia zdumiony i oniemiały, stanął nad sprawionemi przez się temi ruinami Kartaginy, w nieruchomej postawie.
Hrabina patrzała na całe to tryumfalne wejście syna swego w zupełnem milczeniu, a tylko po ustach jej przesuwał się szybko wpół szyderski, wpół litościwy uśmieszek. I wtedy dopiero gdy Cezary wyszedłszy z chwilowego osłupienia nagłym ruchem rzucił się ku obalonemu stoliczkowi i rozsypanym biletom, w celu zapewne naprawienia o ile siły starczyły grzechów przez się spełnionych, hrabina ozwała się dość cichym i zupełnie obojętnym głosem:
— Laissez çeci, Cesar, Aloiza uporządkuje już to później! Bonjour!
— Bonjour, maman! odszepnął Cezary pochylając się nizko i przyciskając usta do ręki matki.
Kiedy wyprostował się, hrabina nie patrzała już na niego. Trzymała w ręku filiżankę i bardzo powoli przelewała w niej złotą łyżeczką płyn czekoladowy.
Cezary pozostał w postawie stojącej. Milczenie trwało dobrą minutę, przerwała je wreszcie hrabina.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pompalińscy.djvu/490
Ta strona została uwierzytelniona.