Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pompalińscy.djvu/492

Ta strona została uwierzytelniona.

bardzo dziwna! Któż to był taki? Czy nie stare dziady albo obdarte dzieciaki, z któremi tak chętnie przebywasz zwykle?
Cezary milczał chwilę. Rysy twarzy jego zaczęły wyprężać się niemal boleśnie.
— Non, maman, odpowiedział stłumionym głosem, byłem raz na licznem zebraniu u pani jenerałowej Orczyńskiej i poznałem tam państwa Kniksów...
I znowu głos jego drgnął i w gardle mu uwiązł. Ale nie była to tym razem nieśmiałość, która mu głosem w piersi zatrzęsła, tylko ta sama co wprzódy serdeczna, och! jak serdecznie w tem miejscu właśnie, uczuwana tęsknota...
— Eh bien! podjęła hrabina, cóż mogą mieć ci państwo Kli... Kwi... Kni....
— Kniksowie, z zadziwiającą żywością i śmiałością poprawił matkę młody hrabia.
— Oui, Knik...sowie, wykrztusiła hrabina, cóż mogą mieć ci państwo wspólnego z przyjemnem przepędzeniem czasu?..
Cezary podniósł głowę. Oczy mu błysnęły.
— Przepędziłem z nimi najmilsze chwile, jakie miałem w mem życiu, odparł stanowczym, tak ja-