Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pompalińscy.djvu/510

Ta strona została uwierzytelniona.

stał gdyby z zadumy czy z osłupienia nie wyrwał go był głos Pawełka.
— Cóż Cezarku? jakże ci się tam powiodło? czy wielka była burza?
Cezary zwolna twarz odsłonił i uczynił ręką gest zniechęcenia.
— At, rzekł, czy wiesz Pawełku, że zdaje mi się jakby mię tylko co z tortur zdjęto...
— Przyjemne to być musi uczucie! zauważył Pawełek.
— O! jakie przykre, Pawełku! nie uwierzysz jak przykre! zawołał Cezary i z całej siły dłoń do piersi przycisnął, jakby go tam cóś nagle i bardzo zabolało. Ja nie wiem, czego oni wszyscy chcą odemnie? czem ja jestem? i co tak bardzo złego w mojem życiu zrobiłem? za co oni mię tak nie lubią? za co oni mną poniewierają?
Milczał chwilę ze spuszczonemi oczami i zbrużdżonem czołem, nagle powstał i zawołał z wybuchem:
— Tak, Pawełku! tobie jednemu mogę to powiedzieć, mama i stryj i ten l’abbé, którego znieść nie mogę, poniewierają mną... jak dzieckiem... jak idyotą!.. nie dają mi słowa przemówić! wszystko co czuję, wszystko czego chcę, uważają za