by swobodniejszym trochę i jakoś silniejszym... byleby narzeczonym Delicyi!....
Pawełek uśmiechnął się i chciał wypowiedzieć uwagę jakąś, tę może iż gdyby cudownym jakimś sposobem żądanie Cezarego sprawdziło się i gdyby nagle, pewnego pięknego ranka, przestał on być Pompalińskim, przez to samo już nie byłby on z pewnością narzeczonym panny Delicyi. Przez wzgląd jednak na boleść krewnego powściągnął Pawełek gorzką dlań uwagę. Sam zresztą smutny jakoś dnia tego i rozstrojony widocznie, powstał i rzekł:
— Taki to już widać los wszystkich zakochanych Pompalińskich, że ich życzeniom wszystko na wspak stawać musi. Czy myślisz Cezarku, że mnie dziś wesoło? Ot tak wesoło, że gdybym miał choć krztę odwagi i rozumu, powinienbym iść ztąd prosto na most żelazny i hop do Wisły!
Pawełek wymówił to nawpół z uśmiechem, nawpół z westchnieniem, ale w głosie jego dźwięczał taki serdeczny, głęboki smutek, a wesoła zwykle twarz, taką posępną niemal oblekła się chmurą, że Cezary poskoczył nagle z krzesła na którem siedział i ramię swe na szyję towarzysza zarzucając, zawołał:
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pompalińscy.djvu/513
Ta strona została uwierzytelniona.