— Pawełku! co tobie? jeszcze nigdy nie widziałem, abyś był tak smutnym! czy ty także kochasz kogo? dodał ciszej.
— A! odparł Pawełek, jestem dziś jakoś usposobionym do zwierzeń... gdy serce zanadto pełne, to i wylewa się z niego przez brzegi... Zresztą... chociaż ty jesteś niby hrabią i wielkim panem, a jam tylko ubogim wychowańcem twego ojca, obadwaśmy bardzo biedni — mój Cezary! no tak; kocham pewną śliczną i dobrą jak Anioł dziewczynkę, która... która suchot dostaje od tego że je za mało chleba i mięsa, a za wiele połyka tytuniowego pyłu....
Przy ostatnich wyrazach Pawełek obie dłonie przycisnął do czoła. Cezary patrzał na niego z osłupieniem zrazu, potem, jedną ręką otaczając wciąż jego szyję, drugą sięgnął po swój pugilares. Ale Pawełek szybkim ruchem rękę jego powstrzymał.
— Daj pokój! rzekł, na nic się to nie przyda! oni jałmużny nie przyjmą!
Cezary smutnie zwiesił głowę. Widać było po nim, że na widok cierpienia towarzysza, zapomniał zupełnie o cierpieniu i kłopotach własnych.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pompalińscy.djvu/514
Ta strona została uwierzytelniona.