Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pompalińscy.djvu/515

Ta strona została uwierzytelniona.

— Mój Pawełku! zaczął proszącym głosem, żebyś ty mię do nich zaprowadził... żebym się ja mógł z nimi zapoznać... z rodzicami tej panny... możeby oni co przyjęli odemnie...
— Mój dobry Cezary! odparł Pawałek, to być nie może! ja sam nie byłem u nich jeszcze, choć pół dnia tu już jestem i Bóg widzi, jak mię do nich serce ciągnie... a tylko zdaleka, zdaleka ją widziałem, jak wychodziła z domu i szła do fabryki... taka blada i taka słaba... kiedy przechodziła koło bramy w której stałem ukryty.:. kaszlała...
— Powiedzże mój Pawełku, dla czegóż ty tam do nich nie poszedłeś?
— Nie poszedłem i nie pójdę! nigdy już nie pójdę! z rozpacznym niemal gestem zawołał Pawełek.
— Ale dla czegóż? dla czegóż? dopytywał się Cezary.
— Alboż mogę pomyśleć choćby o ożenieniu się...
— A dla czegóż nie możesz?
Pawełek uśmiechnął się smutnie, wpół żartobliwie.
— Moje ty naiwne, niedoświadczone dziecko, rzekł, abym mógł, jak wyrażają się poeci, rozpa-