lić na własny mój rachunek ognisko rodzinne... trzeba ażebym miał... to czego nie mam...
— Ale co? co?
— Kawałek dachu własnego nad głową i kęs własnego chleba!
Cezary zamyślił się głęboko.
— Mój Pawełku, zaczął po chwili z powagą i prośbą w głosie, czyż ja dopomódz ci nie mogę?
Pawełek pocałował go w czoło i odrzekł:
— Nie możesz, Cezary! Wiesz czego mi trzeba? oto lichych paru tysięcy rubli dla zaczepienia rąk o cokolwiek... o rzemiosło jakie, o zawód jakikolwiek... Zkądże ty ich weźmiesz? Pieniędzy dosyć masz na to, aby biednym dzieciakom na ulicy jabłka i bułki rozdawać, powieści do czytania tuzinami kupować, albo też otaczających cię, mnie naprzykład lub Fryderyka, złotemi zegarkami obdarzać. Ale gdzie idzie o zapewnienie komuś losu całego, o wyświadczenie komuś większym kosztem dobrodziejstwa większego, bo całe życie, całe szczęście człowieka z toni ratującego, ty już na to środków nie masz, ty już w wypadkach takich nic nie możesz....
Rzekłszy to Pawełek powtórnie krewnego swego w czoło pocałował i wziąwszy kapelusz swój ku drzwiom zmierzał. Ale Cezary który
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pompalińscy.djvu/516
Ta strona została uwierzytelniona.