jektów... nie mogę sobie już nawet wyobrazić, jakbym mogła przeżyć tam długie lata!
— Tak, dziecko moje, z rzewnym uśmiechem wymówiła p. Żulieta; dobrze to powiedział poeta jakiś, że każdy iść musi koniecznie za gwiazdą swych przeznaczeń... twojem przeznaczeniem jest — być gwiazdą...
— „Będę ja złotą gwiazdą, na błękitnem niebie“ zanuciła półgłosem Delicya i urywając nagle śpiew, szybkim, szumnym passażem przebiegła klawiaturę fortepianu. Było to podobne do wykrzyku tryumfu czy niecierpliwego pragnienia.
Pani Żulieta ciszej znacznie rzekła:
— A jednak jestem niespokojną Delciu, bardzo niespokojną...
— O co, mamusiu?
— O młodego hrabiego. Wszak uważałaś jak od czasu przyjazdu do Warszawy pobladł i zmizerniał, jak często zamyśla się i cierpi widocznie... Kocha się on w tobie szalenie... wiem o tem, ale również prawie lęka się obrazić na siebie swą familią?
— Cóż ztąd? niedbale zapytała Delicya.
— To że nie można jeszcze wiedzieć napewno kto zwycięży: my czy familia.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pompalińscy.djvu/529
Ta strona została uwierzytelniona.