Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pompalińscy.djvu/530

Ta strona została uwierzytelniona.

— O! niech mama będzie zupełnie o to spokojna. Że Cezary nie porzuci mię, za to już ja ręczę.
— Tak, ale wlec się to może do nieskończoności...
— To i owszem. Ja cieszę się zwłoką tą... bardzo się cieszę...
— Nie rozumiem ciebie Delciu. Alboż sądzisz że możemy tu długo siedzieć tak i ekspensować się w Warszawie? Nie jesteśmy takimi milionerami jak Pompalińscy...
— Czy wie mama, przerwała nagle Delicya znacząco na matkę patrząc, czy wie mama że hr. Wilhelm dziś lub jutro do Warszawy przyjedzie...
— Wiem, słyszałam! z wyraźnem niezadowoleniem odparła matka. Ależ proszę cię Delciu, nie zajmuj tem sobie ślicznej twej główki... lepszy wróbel w ręku niż orzeł...
— Moja śliczna główka, uśmiechnęła się Delicya, stara się z całej siły o tem nie myśleć... ale cóż poradzę na to, kiedy mi serce ciągle... ciągle mówi o czemś takiem miłem... takiem miłem... że ach!...
Uderzyła w klawisze i zanuciła znowu półgłosem: „Si tu savais, comme je t’aimais....“