jej, miała w tej chwili wyraz dotkliwego cierpienia, a spływały po niej zwolna, z pod spuszczonych powiek, dwie grube łzy.
Zaledwie za niefortunnym posłem zamknęły się drzwi mieszkania, p. Żulieta, poniosła obie ręce do strasznie zmienionej twarzy, osunęła się na kanapę i wybuchnęła spazmatycznym śmiechem i płaczem.
— O! wołała przerywanym łkaniami głosem, o Delicyo, najdroższe złote dziecię moje! Widzisz jakie to są skutki fatalnego mego wyjścia za mąż... Całe życie byłam ubogą... nieznaną... zarzuconą w kąt zapadły... a teraz... teraz pierwsza lepsza milionerka poważa się proponować mi, abym sprzedała dziecię moje... O! Delicyo! Delicyo! niech cię Bóg strzeże od losu takiego!.. od takiej niedoli jak moja!....
Henryk i Delicya rzucili się na ratunek matki. Zlewali skronie jej orzeźwiającemi płynami i całowali jej ręce. Delicya płakała także choć zcicha. Henryk nie posiadający się z gniewu i oburzenia, chwytał już za kapelusz, aby biedz po doktora dla zanoszącej się wciąż spazmatycznemi łkaniami matki.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pompalińscy.djvu/537
Ta strona została uwierzytelniona.