Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pompalińscy.djvu/538

Ta strona została uwierzytelniona.

Nagle jednak łkania te ustały, p. Żulieta wyprostowała się na kanapie jak struna i zwróciła ku drzwiom twarz nerwowo drgającą i oblaną dwoma strumieniami obfitych łez. Przesilenie to sprowadzanem zostało, jak można było wnosić, wejściem do salonu hr. Cezarego.
Z za ogromnego bukietu, który niósł w obu dłoniach, twarz młodego hrabiego ukazywała się zmięszaną i wylękłą.
— Co się tu stało? zapytał wchodząc... spotkałem na wschodach Cegielskiego! chciałem zapytać go, ale nie zatrzymał się... leciał po wschodach bez pamięci! Co on tu robił? pani płacze... i pani także... Delicyo... i ty płaczesz! co się tu stało?..
— To się stało, panie hrabio, uroczyście powstając z kanapy, wyrzekła p. Żulieta, że z wielkim żalem... ale zmuszoną jestem odmówić panu ręki mojej córki!..
Bukiet wypadł z rąk Cezarego i legł u stóp jego na posadzce. Po twarzy przemknęło mu drgnienie strasznej trwogi. Otworzył usta, ale nie miał siły wydobyć z piersi głosu.
— Tak, podjął Henryk, przykro nam, wierzaj Cezary, że przykro to nam bardzo, ale nie może-