Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pompalińscy.djvu/540

Ta strona została uwierzytelniona.

— Wierzaj mi Cezary, bardzo poważnie zaczął Henryk, że gdyby cóś podobnego spotkało nas nie od kobiety, ale od mężczyzny... dla mnie lub dla niego nie byłoby już miejsca na świecie!..
Delicya blada wciąż bardzo i ze łzami na rzęsie drgającemi, usunęła się milcząc we framugę okna.
Boleść i oburzenie ludzi tych było najzupełniej szczere i głębokie. Sprzedać Delicyą za brzęczącą monetę, jakaż okropna, oburzająca myśl! Jakiż trywialny, grubijański, niesłychany i niewidywany nigdzie proceder!
— Boże mój! jęknął głucho Cezary... rozumiem teraz wszystko! O matko moja! matko!
Myliłby się ten ktoby mniemał, że ostatni wykrzyk młodego hrabiego, skierowanym był ku nieobecnej tu, a rodzonej matce jego. Nie. Skierowanym on był ku pani Żuliecie, przed którą Cezary na klęczki upadł i której ręce do drzących od wewnętrznego płaczu ust swych przyciskał.
— O, matko moja! matko! szeptał, nie odpychajcie mię od siebie za winę nie moją! ja bez was już żyć nie mogę! ja prócz was nikogo niemam blizkiego na świecie!