Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pompalińscy.djvu/543

Ta strona została uwierzytelniona.

— Panno Delicyo! rzekł drżącym głosem i starając się spojrzeć w twarz jej ku oknu zwróconą, czy pani mi przebaczasz?
Delicya podniosła nań spojrzenie wpół dumne jeszcze i rozżalone, wpół miękkie już i przyjazne.
— Matce pana nie przebaczę nigdy, wyrzekła, ale panu nie mam nic do przebaczenia.
— Owszem pani, ze szczególną jak na niego mocą i bardzo smutnie zarazem odparł Cezary, matka pani miała słuszność... byłem dotąd jak zwykle nieśmiałym, nierozsądnym, bon à rien... ale dziś dopiero zobaczyłem co szczęściu memu zagraża... dziś przekonałem się jakiebyto było straszne, straszne dla mnie nieszczęście...
Pochylił się nizko nad narzeczoną i cicho bardzo wyszeptał:
— Delicyo! Aniele mój śliczny! czy nie straciłaś dziś swojej... swojej życzliwości dla mnie?..
— Jestem taką jaką byłam, zcicha też odpowiedziała Delicya.
Cezary podniósł twarz, która w tej chwili piękną była nieledwie, takie gorące oblewało ją uczucie, tak silny blask niezłomnego jakiegoś postanowienia gorzał mu w oczach.