Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pompalińscy.djvu/547

Ta strona została uwierzytelniona.

— Na moją matkę, odparł młody hrabia, a źrenice błysnęły pod nawpół spuszczonemi powiekami, światłem prawie posępnem.
— Syn skarżący się na matkę, a do tego jeszcze taki syn jak ty na taką matkę jak twoja! ależ to rzecz całkiem nowa dla mnie? zwolna i bardzo obojętnym głosem, lecz nie odwracając oczu od twarzy synowca, mówił stary hrabia. Dla czegóż z tą skargą nie idzisz do samej pani hrabiny?
— Dla tego, odpowiedział Cezary, że moja matka nie chce wcale mówić zemną o tem, co mię więcej obchodzi niż wszystko na świecie... Moja matka posyłała dziś pełnomocnika swego do rodziny, która przybrała mię już za syna, proponując aby odmówiono mi ręki kobiety, którą kocham, a wzięto w zamian od mojej matki 60,000 rubli.
Ciemny rumieniec oblał mu twarz, gdy wymawiał ostatnie wyrazy. W piersi jego pomimo że mówił głosem stłumionym i cichym, słychać było tłumioną burzę. Powieki starego hrabiego drgnęły, na ustach jego osiadł wyraz niesmaku. Jakkolwiek mało troszczył się o wszystko i wszystkich na świecie, postąpienie hrabiny niemile drasnąć w nim musiało strunę wrodzonej i w życiu wielkoświatowem ukształconej delikatności.