Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pompalińscy.djvu/552

Ta strona została uwierzytelniona.

cach swych, myślałeś i o mnie... nieraz... nieraz myślałem sobie, że nikt nigdy nie myśli o mnie i że jestem tak jakbym niebył niczyim synom ani synowcem, ani bratem... O życzliwość twą, mój stryju prosić cię nie śmiem, bo wątpię czy ktokolwiek z rodziny mej, może mi być życzliwym... pragnę jej przecież bardzo... ale milionów twoich, mój stryju, nie pragnę wcale i gdyby mi trzeba było oddać wszystko co sam posiadam, za jedną chwilę spędzoną z kobietą którą kocham i z jej dobrą, drogą rodziną, oddałbym chętnie, mój stryju... natychmiast...
Umilkł. Milczeli długo obaj. Spojrzenie starego stryja zaciekawione nagle doznanem zdziwieniem, zmącone tonęło głęboko w jasnem, zlekka tylko mgłą marzenia przyćmionem spojrzeniu synowca.
— I... i... zaczął stary hrabia, i ty wierzysz w to Cezary, że ta kobieta kocha cię szczerze... istotnie?
— Wierzę, odpowiedział Cezary bez chwili wahania, zcicha ale z taką mocą, że wązkie wargi hrabiego drgnęły uśmiechem jakimś nieokreślonym, szyderskim trochę, a trochę boleśnym.
— Pojmuję, zaczął po chwili, że w twoim wieku można jeszcze wierzyć w rzeczy podobne i za