Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pompalińscy.djvu/558

Ta strona została uwierzytelniona.

apartamentów hrabiny Wiktoryi, drugi nie anonsując się nawet, z piosnką świeżo w Wiedniu przedstawianej Ofenbachowskiej opery, jak promień słońca, lub jak wesoły ton muzyczny, wpadł do przyćmionego wiecznie i cichego saloniku, hr. Mścisława.
— Dieu des dieux! zawołał w progu jeszcze, ty śpisz Mścisławie! My z papą jedziemy zaraz na przyjacielski obiadek do hrabiego Gucia, a ztamtąd do angielskiego klubu na partyjkę écarté, a ty śpisz, Mścisławie?
Mścisław nie spał. Leżał tylko rozciągnięty na szezlągu, z oczami utkwionemi w sufit, z cygarem w ustach. Z powodu jednak spuszczonych rolet, w saloniku było tak mroczno, że można było wybornie omylić się i wziąść go za śpiącego.
— Ależ ja nie śpię, Wilhelmie, rzekł podnosząc się zwolna młody hrabia i poskramiając nerwowe drgnienie spowodowane nagłem wejściem i głośnem przemówieniem stryjecznego brata, jestem tylko trochę niezdrów i zdaje mi się, że będę miał dziś wieczorem straszną migrenę! W dodatku je m’ennuie furieusement!
— Biedny ty jesteś mój Mścisławie z temi nudami i migrenami swemi! ulitował się nad bra-