łej nieco twarzy jego i onieśmielonej znowu postawie, odbijała młodzieńczych uroków pełna żywość i wesołość stryjecznego jego brata. Śmiało acz z uszanowaniem wielkiem, hr. Wilhelm przybliżał się do Delicyi, nieustannie obok niej miejsce zajmował i z góry już, jako przyszłą bratowę swą, prosił ją o pozwolenie nazywania się: siostrzyczką! Pozwolenie to udzielonem zostało wśród zobopólnych śmiechów i spojrzeń, w których któś upatrzyłby może cóś więcej nad zwyczajną towarzyską wesołość i pokrewieńską przyjaźń. Któś uważny, w uśmiechach tych i spojrzeniach, dojrzałby może coraz bliższe i szybsze dążenie ku sobie dwu jednostajnie zapalnych natur, niewidzialnie lecz namiętnie w atmosferze drżące prądy elektryczne, biegnące od skłonnego do marzeń i miłości spragnionego serca dziewicy, do miękkiej i ku wszelkim rozkoszom życia, z lekkością i płochością ptaka lecącej duszy młodzieńca.
Po dwugodzinnem pobycie w hotelowym apartamencie, w obec zbliżającej się pory obiadowej, hr. Wilhelm ze śmiechem i z błagalnem na p. Żulietę spojrzeniem, zawołał:
— Comme j’aime papa! Róbcie panie sobie co chcecie, ja dziś ztąd nie wyjdę! Raczcie chyba pa-
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pompalińscy.djvu/577
Ta strona została uwierzytelniona.