dziej ulubione. Nikt zaręczyć nie potrafi, czy przy zatrudnieniu tem drżąca od wzruszenia, śnieżn rączka Delicyi nie spotykała się od czasu do czasu z szukającą ją mimowoli może białą, gorącą dłonią Wilhelma. Co pewna to, że po kwadransie dwa głosy ich czyste jak kryształ, a silne jak młodość, spotkały się ze sobą w melodyjnym jakimś, długim duecie.
Delicya siedziała przy fortepianie, Wilhelm stał za nią, ręką o poręczę krzesła jej oparty, ze wzrokiem chwilami utkwionym w rozpostartych na pulpicie nutach, częściej daleko błądzącym wśród gęstych, miękko falujących włosów dziewicy.
Po pierwszym duecie nastąpił drugi, potem Delicya śpiewała sama, lub akompaniowała do śpiewu młodemu hrabiemu. Głosy obojga młodych śpiewaków, nakształt dwu tęsknotą zdjętych i ku sobie dążących płomieni, to falowały miękko i cicho, to wzbijały się coraz wyżej, kędyś zda się, w niedościgłe wysokości, ku słońcu szczęścia, ku niebu miłości, wzlatując.
Trwało to bardzo długo. Piersi tak Delicyi jak Wilhelma, zdawały się posiadać wieczoru tego siłę niezmordowaną. W głębinach istot ich rodziło się cóś co siłę tę podtrzymywało i wciąż potęgowało.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pompalińscy.djvu/582
Ta strona została uwierzytelniona.