Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pompalińscy.djvu/589

Ta strona została uwierzytelniona.
ROZDZIAŁ VI.

Dość wcześnie jeszcze było przed południem, kiedy Delicya weszła do saloniku ubrana już zupełnie, z książką w ręku. Miała na sobie dnia tego bardzo kosztowną i kunsztowną suknią bladoniebieską; szyję jej otaczały zwoje puszystych koronek, a włosy, z najzalotniejszą w świecie prostotą zwinięte w jeden olbrzymi warkocz, przepięte były nad czołem dwoma wielkiemi gwiazdami z kryształu i złota. Wzruszenie i łzy wczorajsze nie pozostawiły na świeżem jak lilie i róże jej licu innych śladów, jak lekkie błękitnawe obwódki, które okrążając jej oczy, dodawały im nieskończenie wiele wyrazu i blask ich w sposób nadzwyczaj poetyczny przyćmiewały.
Zadumana, wpółuśmiechnięta, wpółsmętna usiadła na kozetce w rogu saloniku stojącej, położyła otwartą książkę na kolanach i w karty jej