wzrok utkwiła. Widać było jednak, że myśl jej, uciekając od brzydkich, czarnych wierszy na bibule wyrytych, tęsknie i niecierpliwie goniła po jasnem, szerokiem przestworzu, pieszczone wyobraźnią lube, promieniste jakieś zjawisko.
Nagle drgnęła. Na karty książki padł od strony drzwi podługowaty cień jakiś. Z poruszeniem osoby, która nieustannie a niecierpliwie, czegóś lub kogoś oczekuje, zwróciła głowę ku drzwiom. W drzwiach stała wielce prozaiczna postać hotelowego kelnera i w ręku kartkę wizytową trzymała.
Delicya wzrokiem tylko rzuciła kelnerowi pytanie niecierpliwe. Głos odmawiał jej posłuszeństwa.
— Hrabia Wilhelm Pompaliński, patrząc na kartę odpowiedział niememu pytaniu temu kelner.
— Proś! ledwie dosłyszalnie wyrzekła panna.
Dotknęła czoła obu dłońmi, potem przesunęła je po fałdach swej sukni. Mocowała się widocznie ze swem wzruszeniem, aby je opanować i jednocześnie szybką czyniła rewizyą swej toalety. Wzruszenie zostało opanowanem, — blado-błękitna tiunika okazała się w stanie pożądanej malowniczości, — Delicya podniosła się zlekka na kozetce dla powitania wchodzącego gościa.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pompalińscy.djvu/590
Ta strona została uwierzytelniona.