białą twarz Delicyi... podniósł głowę, widać było że uczuł się do czegoś zobowiązanym i w mgnieniu oka postanowił spełnić to, co za obowiązek honoru poczytywał sobie.
— Cezary! rzekł postępując parę kroków naprzód, przebacz mi... niewiedziałem że się tak stanie, ale stało się... prosiłem w tej chwili pannę Delicyą o jej rękę!...
Pomimo całej grozy położenia, widać było jak na te słowa dreszcz rozkoszy przebiegł Delicyą. Nie podniosła jednak wzroku. Uczucie wstydu dorównywało w niej prawie, doświadczanemu uczuciu szczęścia.
Cezary podniósł powieki. Oczy jego posępnie lecz spokojnie oświecały twarz śmiertelnie wciąż bladą. Postąpił nieco ku dwojgu młodym ludziom i nie patrząc na Wilhelma, lecz nieruchomy wzrok topiąc w twarzy Delicyi, zwolna i stłumionym głosem wymówił:
— Tak... wiem... słyszałem jak pani powiedziała że cię kocha!
— Dumny tem jestem i szczęśliwy, rycersko odparł Wilhelm.
Widać było że Cezary chciał mówić, ale nie mógł. Najlżejsze drgnienie nie przebiegło po jego
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pompalińscy.djvu/599
Ta strona została uwierzytelniona.