Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pompalińscy.djvu/608

Ta strona została uwierzytelniona.

nareszcie nasz biedny hr. Cezary, że ma swoją służbę i swoje konie...
Wychodzący z mieszkania Fryderyk spotkał się we drzwiach z wchodzącym Pawełkiem, który szybko zbliżył się do Cezarego i wyciągnął doń obie dłonie.
— Wiem o wszystkiem, rzekł, i wszyscy już o wszystkiem wiedzą... Wszedłem do ciebie nie meldując się, bo mi cię żal wielki...
— Dziękuję, obojętnie bardzo rzekł Cezary i zwrócił się do wchodzącego lokaja.
— Ułóż wszystkie rzeczy moje, jak do drogi! rzekł.
— Na miłość Boską! zawołał Pawełek, co zamierzasz czynić? dokąd się udajesz?
— Niewiem, nic niewiem, głucho odpowiedział Cezary, to tylko wiem, że ani jednej nocy więcej nie przepędzę pod tym dachem!
— Cezary! próbował mitygować przyjaciela Pawełek. Pomyśl tylko...
— Myślałem wiele... przerwał Cezary, bardzo wiele... od tej chwili w której odebrali mi oni to co miałem najdroższego na świecie. O! dodał niosąc ku czołu obie dłonie, myślałem tak wiele, iż głowa pękała mi nieledwie od tych myśli...