— Na czas jakiś zapewne, podjął Pawełek.
— Niewiem, krótko brzmiała odpowiedź Cezarego.
— Jeżeli mam prawdę wyznać, wysyłano mię już z pałacu w poselstwie do ciebie dwa razy.... Wczoraj i dziś z rana... Wymówiłem się, bom mniemał że będzie to jeszcze zawcześnie i że mógłbym ci być natrętnym. I teraz zresztą jakkolwiek przyszedłem tu, nie myślę sprawować w obec ciebie poselstwa żadnego.
— Proszę cię o to Pawełku! żywiej nieco przerwał młody hrabia.
— Mam nadzieję przecież, że mi przebaczysz, jeśli powodowany przychylnością i niepokojem o ciebie, będę niedyskretnym i zapytam się co uczynić, dokąd udać się zamierzasz?
Cezary milczał chwilę z oczami w ziemię utkwionemi.
— Nie wiem, powtórzył, a po chwili dodał, jestem teraz podobny do jednego z tych rozbitków wyrzuconych na bezludną wyspę, o których historye różne lubiłem zawsze czytać....
Pawełek przyglądał się mu sekund kilka uważnie.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pompalińscy.djvu/628
Ta strona została uwierzytelniona.