Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pompalińscy.djvu/630

Ta strona została uwierzytelniona.

Pawełek milczał długo i z przychylną litością spoglądał na pochyloną w bezzaradnym żalu głowę młodego człowieka. Zdawał się myśleć nad czemś i wahać się w postanowieniu czegoś. Wstał nakoniec, zbliżył się do towarzysza i położył mu dłoń na ramieniu,
— Cezary, rzekł z cicha, czy nic już więcej nie potrafisz nigdy, jak skarżyć się dziecinnie i ubolewać nad samym sobą? czy żadnej innej drogi dla siebie nie dojrzysz, jak ta która przez samolubne pieszczenie się z własną boleścią prowadzi wprost ku jałowej rozpaczy i dziecięcej karności.
Cezary milczał.
— Widzisz, ciągnął Pawełek, milczysz bo mimo wiedzy twej może słyszysz w sobie głos sumienia, które mówi ci, że źle i nierozsądnie czynisz!
— Jakże mam czynić? stłumionym głosem i nie podnosząc twarzy w dłoniach ukrytej, wyrzekł Cezary: Jestem przecież dzieckiem bezmyślnem i słabem i tak okropnie o, mój Boże, jak okropnie zranionem....
— Nie, rzekł z mocą Pawełek, nie jesteś dzieckiem bezmyślnem, jesteś tylko człowiekiem słabym, w pieluchach chowanym i na pasku wodzo-