Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pompalińscy.djvu/634

Ta strona została uwierzytelniona.

ności nieskalanem.... Ale uczucia jego odtrącone i ranione na każdym kroku, zwijały się w sobie albo rozpraszały się na drobną monetę błahej litości, lub drobiazgowych dobrych uczynków.... myśl jego skrępowana, przelękniona utuliła się w najgłębszym kątku mózgu jego i samej sobie mówiła: nie istnieję wcale!
Cezary podniósł głowę i błyszczącemi oczami patrząc na Pawełka, wymówił stłumionym głosem:
— Tak, tak!
— Wmówiono mu, że jest do niczego niezdolnym, że jest bon à rien i ono uwierzyło temu, bezsilnem się uczuło i pozwoliło obracać sobą jak lalką....
— Tak! tak, głośniej już i z oczami wlepionemi w twarz mówiącego powtórzył Cezary.
— Tak było, ale tak trwać wiecznie nie mogło; rzekł jeszcze Pawełek; trzeba było tylko silnego uderzenia, aby to co stworzonem było przez naturę i tlało w głębi istoty dziecka tego cicho i niewidzialnie, wywinęło się z pieluch, wzrosło i wybuchło.... Nadeszło uderzenie to, dziecię doświadczyło wielkiej miłości i wielkiej potem boleści i stanęło na nogach własnych, targnęło pęta swe i ryknęło jak lew....