Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pompalińscy.djvu/640

Ta strona została uwierzytelniona.
ROZDZIAŁ IX.

Na poddaszach, w suterenach, w nędznych lepiankach tulących się do ziemi, we wszelkich słowem siedliskach biedy i smutku, zmrok wieczorny daleko prędzej zapada niż w obszernych, wielkiemi oknami na świat spoglądających, szerokiemi, a widnemi przestrzeniami okolonych miejscach bogactwa i wesołości. Dziwię się temu doprawdy, bo myślę, że słońce dłużej przyświecaćby powinno tym, dla których bywa ono jedyną znaną i widzialną lampą balową, że mroki nocne krótszemi być powinny dla tych, którym troska i trudy, spędzają sen z powiek. Pomimo jednak zdziwienia mego tak zwykle na świecie bywa, tak też bywało i w ciasnych izdebkach, pod dachem wysokiej, starej kamienicy położonych, a przez państwa Wandalinostwa zamieszkiwanych. Śród szerokich ulic i obszernych placów miasta, jaśniał