— Tom się dopiero spracował dziś Adelciu, rzekł sapiąc głośno i z ciężkością surdut przywdziewając. Urąbałem drzewa, tam na trzeciem piętrze.. Wystarczy im już chyba na jakie dni kilka... Niebogaci ludziska, ale zapłacili mi zaraz... Ot macie... złotówkę całą zarobiłem... niechże mi nikt dziś nie mówi, że Ciastusiem jestem!....
Mówiąc to p. Wandalin składał na stole przed żoną, białą błyszczącą monetę.
— Będzie jutro chleb za to i trochę krupniku może.... Na drewka zarobię może znowu, bom już tam szepnął kucharce tych państwa co na 1-m piętrze, aby nikomu innemu drzewa do rąbania nie dawali.... Poczciwa kobiecina przyrzekła i mówiła, że może nawet jutro zrana robota będzie....
Sapał ogromnie mówiąc to p. Wandalin i wciąż sobie pot ocierał z twarzy, która jednak promieniała widocznem bardzo wewnętrznem zadowoleniem, uczuciem tryumfu nieledwie. Krótko trwałą przecież była radość ta ojca rodziny, z poczucia użyteczności własnej i spełnionego obowiązku poczerpnięta. Przerwał ją suchy, krótki kaszelek odzywający się znowu w kuchence, z za parawana. Czoło pana Wandalina zmarszczyło się w kilka fałd poprzecznych i głębokich.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pompalińscy.djvu/644
Ta strona została uwierzytelniona.