mosiężnym naparstkiem i powiodła dłonią po zbrużdżonem i nizko pochylonem czole męża.
— Cóż robić? Mój Wandalinie, szepnęła łagodnie. Robiemy co możemy. Sprzedaliśmy na komorne wszystko cośmy mieli u siebie trochę kosztowniejszego. Ja szyję od rana do nocy, ty od trzech dni już rąbiesz drzewo....
— Cóż z tego? jęknął p. Wandalin, kiedy dziecka naszego ratować nie możemy....
Pani Adela wstrząsnęła głową z powątpiewaniem jakiemś.
— Zapewne, mówiła zawsze bardzo cicho, aby słowa jej w sąsiedniej izdebce usłyszanemi być nie mogły; lepsze wygody i lekarstwa przydałyby się zapewne Rózi.... ja jednak po babsku może na rzeczy patrząc, myślę że daleko więcej pomogłoby jej cóś innego....
— Co? co? zapytywał niespokojnie mąż.
— Rózia jest zajętą... bardzo żywo jest zajętą Pawełkiem Pompalińskim, szepnęła pani Adela, tęskni za nim.... gryzie się tem, że przestał on u nas bywać!...
Pan Wandalin wpół smutnie, wpół gniewnie potrząsał głową.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pompalińscy.djvu/646
Ta strona została uwierzytelniona.