Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pompalińscy.djvu/648

Ta strona została uwierzytelniona.

— Wandalinie! z łagodnym wyrzutem szepnęła pani Adela; zaczynasz znowu dręczyć się temi skrupułami i wyrzutami sumienia....
— Nie zaczynam wcale, bom nie przestawał nigdy i nigdy nie przestanę! Nędzna bo ze mnie istota! Gdybyście miały innego ojca i męża.... Gdybym był takim dzielnym, sprężystym człowiekiem jak tylu innych ludzi, a nie takim opasłym wołem jak jestem, nie marłybyście głodem i Rózia miałaby posag dostateczny, aby wyjść choćby za najuboższego chłopca.
— Mój Wandalinie! odezwała się pani Adela, mówisz sam nie wiesz co! O pracę teraz taką do której uzdolnionym jesteś, bardzo trudno. Dla tego też rąbiesz drzewo. Co się tyczy zbierania posagu dla Rózi, są to już bujania twojej wyobraźni, na które odpowiedzi niema. Co do mnie, nie rozpaczam wcale. Tyleśmy już od ośmiu lat przebyli, tyleśmy się po świecie natułali i różnych okropnych położeń przenieśli, z których zawsze dźwignęliśmy się jako tako, że i teraz pewną jestem, iż w jakikolwiek sposób uratujemy się z tej ostatecznej biedy, która nas zaskoczyła. Gdyby nie choroba Rózi i ten jej smutek głęboki, którego nić rozerwać i zmniejszyć nie może, z ufnością patrzałabym w przyszłość i nie dbałabym o nic....