Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pompalińscy.djvu/666

Ta strona została uwierzytelniona.

ści i poważnego smutku. Rózia która przed chwilą weszła była do bawialni i słyszała całe przemówienie ojca, szeroko roztwarte, niespokojne oczy wlepiała w twarz tego młodego, nieznanego krewnego, który w tej chwili odegrać miał względem najdroższych jej istot rolę niemal opatrznościową.
Cezary milczał przez chwilę widocznie wzruszony, potem, dziwnie jakoś promiennym wzrokiem powlókł po trzech tych twarzach sympatycznych, cierpieniem napiętnowanych, a ku niemu zwróconych i powstając nagle zawołał z uniesieniem w głosie.
— O! jakże szczęśliwy jestem....
— Jakże szczęśliwy jestem, ciszej i spokojniej już powtórzył, że mogę uczynić dla państwa to, czego żądacie odemnie... że mam kilka folwarków, w których niezawodnie, niezawodnie znaleźć się musi miejsce jakieś dla pana....
Nagle zamyślił się z niepokojem serdecznym.
— Nie wiele wprawdzie, rzekł, zajmowałem się dotąd majątkowemi sprawami memi i szczegółów ich nie znam....
— Pawełku! zwrócił się do przyjaciela, ty zapewne słyszałeś, wiesz czy w Malewszczyźnie....