Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pompalińscy.djvu/700

Ta strona została uwierzytelniona.

Hr. Światosław oderwał wzrok od ziemi. Usta jego drgnęły i otworzyły się parę razy jakby chciał cóś jeszcze powiedzieć lub o cóś zapytać, w kilka przecież sekund zaledwie, wymówił:
— Chciej pani przyjąć podziękowanie moje za trud, który podjąć raczyłaś....
Podziękowanie to było wyraźnie pożegnaniem. W tejże jednak chwili, hr. August żywo opuścił miejsce, na którem dotąd stał jak przykuty i zbliżając się ku Leokadyi, posunął ku niej jeden ze stojących w pobliżu fotelów.
— Racz pani zająć miejsce, rzekł z głębokim ukłonem; nie mam zapewne szczęścia być poznanym przez panią, a jednak rysy jej tak mi wydają się znanemi, że przysiągłbym doprawdy, że... kiedyś... gdzieś... spotykać panią musiałem...
Dziwny jakiś smutny trochę uśmiech przebiegł po spokojnych, bladawych wargach Leokadyi.
— Domyślam się, odparła nie zajmując ofiarowanego sobie miejsca i tylko rękę swą kształtną i delikatną o poręcz fotelu wspierając, domyślam się, że mam przyjemność rozmawiać z hrabią Augustem Pompalińskim. Czy jednak spotykałam pana kiedykolwiek w mem życiu — zupełnie nie pamiętam.