Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pompalińscy.djvu/710

Ta strona została uwierzytelniona.

brzmiał wielki spokój stanowczo powziętych, męzkich postanowień.
Hrabina która jak z postawy jej domyślać się było można, według pierwotnie i naprędce ułożonego placu, owinąć się miała wyniosłą obojętnością i pełnem macierzyńskiej obrazy milczeniu, na tak stanowcze oświadczenie syna, a bardziej jeszcze na dźwięk głosu jego zupełnie jej przedtem nieznany, podniosła głowę i utkwiła w twarzy mówiącego zdziwione spojrzenie. Mścisław, w skamieniałej też i wyraźnie przerażającego wypadku jakiegoś oczekującej postawie, stanął pośrodku pokoju. Lecz dziwniejszem nad to wszystko było poruszenie nagłe acz zawsze dość powolne, które na fotelu swym uczynił gospodarz domu. Od chwili w której ukończył rozmowę swą z Leokadyą obcy zda się wszystkiemu co go otaczało, głuchy zda się i niemy z nieodegnalną, ołowianą na czole zadumą, ze wzrokiem szklisto wpatrzonym w przestrzeń, siedział on wśród gwaru rozmów i sporów podobny do posągu, którego wnętrze targać zaczyna dłoń jakaś niewidoma a sroga. Teraz jednak, powoli bardzo zwrócił się ku najmłodszemu z synowców swych i wpatrywać się w niego zaczął rozbudzoną nagle chłodną wprawdzie lecz baczną uwagą.