Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.1 023.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

krojone były w sposób bardzo foremny i powleczone purpurą koralu; zatrzymał wzrok na rączkach podłużnych, białych, które cienkiemi paluszkami przebiegały wprawnie klawiaturę, aż po skończeniu sonaty, opuściły się na kolana i tam spoczęły splecione, nieruchome, ułożone w sposób, który poetom przypomina odmawianie porannego pacierza, prozaikom zaś pewien gatunek pierożków, na Litwie jadanych, a zwanych małdrzykami. Brochwicz przecież był podówczas nieco poetą i o małdrzykach wcale nie pomyślał. Zbliżył się do pięknéj panny i zapytał ją: czy lubi kwiaty?
Panna lubiła kwiaty, muzykę, naturę, którą widywała w ogrodzie swych rodziców, wschód słońca, którego nie widziała ani razu, ale którego opisy czytała w książkach, lubiła gołębie gruchające, świergocące wróble, a nawet kurki czubate; lubiła słowem wszystko to, co lubić pozwalała jéj mama; a kiedy młody Brochwicz po kilku odwiedzinach zapytał ją, czy go lubi i czy pozwala mu lubić siebie nawzajem, — z rumieńcem na twarzy, ze spuszczonemi oczyma, cichym jak zefir głosem, powiedziała mu, aby udał się do mamy z prośbą o pozwolenie...
Mama panny pozwoliła... Mama młodzieńca płakała z radości... Brochwicz ożenił się.
Ożenił się i było mu z tém dobrze, dobrze téż było i skromnéj Herminii, która, do majątku męża przyłączywszy znacznie od niego mniejszą, wcale piękną