Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.1 032.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Źle będzie, Jaśnie Wielmożny panie! — odpowiedział rządzca.
Poczém umilkli obaj, zamyślili się i myśleli długo, ale nie wymyślili z razu nic. I nie dziw wcale, że nie mogli obaj obmyślić rychło środków zaradczych. Pan był ukształcony teoretycznie, ale w praktykę życia niewprawny, marzyciel raczéj, niż szermierz; stary sługa, rutynista do szpiku kości, z wejrzeniem wilka, lecz z sercem jagnięcém, z niezwykłemi cnotami uczciwości i wierności, łączył wady charakteru i umysłu, wielce właściwe ludziom jego stanu i czasu. Gdy więc tak pan, jak sługa, milczeli i myśleli, do pokoju weszła pani Herminia. Umysł jéj zajętym był widocznie tym samym przedmiotem, który napełniał głowę jéj męża; gdyż, zaledwie usiadłszy, zwróciła się na-pół do pana Jana, na-pół do siedzącego opodal nieco rządzcy, i zapytała:
— I jakże to będzie, Jean? i jakże to będzie, panie Sumski?
Przy samém już jéj wejściu, po zasępionéj twarzy Brochwicza przemknął jaśniejszy wyraz. Widoczném było, że małomówna i rumieniąca się za czasów panieńskich Herminia, po zamążpójściu potrafiła w domowych stosunkach swych postawić się w roli ducha dobréj rady, uczynić ze swéj osoby najwyższą instancyą domu, przez którą gdy cokolwiek związaném zostało, przez nikogo już rozwiązaném być nie mogło, i na odwrót.