Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.1 048.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

czął nią sobie twarz ocierać, w sposób, który kazał obawiać się o całość pokrywającéj ją skóry. Pan Jan, raptownie wyrwany ze wschodniéj krainy, kędy palmy powiewają i rajskie ptaki kąpią się w zwrotnikowém słońcu, opuścił dziennik na kolana, stęknął, podniósł się na sofie i z widoczną niechęcią zapytał:
— Cóż tam znowu się stało, mój Sumski? cóż tam znowu stało się nowego?
Sumski odjął od twarzy czerwoną chustkę, załamał ręce, aż w stawach zatrzeszczały i zawołał:
— Niech Jaśnie Wielmożny Pan będzie łaskaw pofatyguje się na pole... niech tylko Jaśnie Wielmożny Pan pofatyguje się...
Pan Jan podniósł rękę i, w sposób objawiający najwyższe znudzenie, podwiódł nią po powierzchni twarzy od czoła aż do brody.
— Cóż tam? — rzekł — orzą Niemcy?
— A orzą — powtórzył Sumski — żeby tak szatan duszę im poorał! To obraza Bozka i zguba ludzka, a nie oranie!
Tym razem twarz pana Jana schmurzyła się już niepokojem.
— Cóż? źle orzą? — zapytał.
— Niech Jaśnie Wielmożny Pan pofatyguje się na pole.
Panu Janowi fatygować się nie chciało. Na dworze słońce przypiekało, a w pokoju panował chłód przyjemny; przed chwilą tak mu dobrze było prze-