Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.1 066.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

dawszy mężowi rękę, którą on ucałował, odeszła do salonu, gdzie palisandrowy Krallowski fortepian jęczał i huczał pod drobnemi paluszkami Żanci.
— Fałszywie, Żanciu! — rzekła, wchodząc — akord w basie wzięłaś fałszywie!
Szczupła, blada panienka, z czarnemi włosami i oczyma, z rysami twarzy, których linie dość były prawidłowe, ale wyraz nie oznaczał nic a nic, drgnęła lekko na głos matki i, posuwając żywo rączkę zgrabną, choć nieco przychudą, ku lewéj stronie klawiatury, uderzyła powtórnie akord zakwestyonowanéj czystości.
Mais c’est faux, Jeanne! — zawołała pani Herminia, zbliżając się do fortepianu — popraw się raz jeszcze!
Tym razem lewa rączka panienki zadrżała już trochę, przez co ton e splątał się niefortunnie z półtonem fis i, na podobieństwo źle dobranego małżeństwa, rozdarł powietrze piskiem, drapiącym ucho.
— Dosyć już tego! — rzekła pani Herminia z chmurą na czole i surowo zaciętemi ustami — porzuć fortepian i idź ubieraj się.
Od piérwszych wyrazów pani Herminii, szczupła i blada panienka powstała z krzesła. Z cienkiéj nad miarę kibici jéj znać było gorset, z postawy wyprostowanéj przemawiał przymus.
— Grać dobrze nie będziesz nigdy — mówiła pani Herminia — c’est triste, ale cóż robić? zastąpi się