Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.1 177.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

postąpił ku niéj kilka kroków i na powitanie podał jéj rękę. Nie uczynił tego wprzódy względem Anny. Snadź ta ostatnia nie potrzebowała widocznych oznak przyjaźni i uszanowania, aby uczucia te odgadnąć w bracie, wierzyć w nie i czuć się niemi szczęśliwą. Katarzyna zaś posiadała w sobie pewne słabe strony charakteru, pewne drażliwości i wymagania, które Stefan postanowił snadź uwzględniać i zadawalniać.
— Prześliczna dziś w katedrze była muzyka — rzekła piękna panna, rozwiązując wstążki od kapelusza i pozwalając bratu zdejmować z siebie okrycie. — Każdy ranek niedzielny jest dla mnie, z powodu téj muzyki, prawdziwą uroczystością.
— Bardzo się cieszę, Kasiu — odpowiedział Stefan — że w niedzielę przynajmniéj znaléźć możesz dla siebie przyjemność, gustom twym odpowiadającą. Zarabiasz téż sobie na to przez cały tydzień wytrwałą pracą.
Katarzyna z żywą wdzięcznością spójrzała na brata, wymawiającego te słowa przyjaźni i uznania.
— Dobry jesteś, Stefanie, jak zawsze — rzekła, — Pracuję, to prawda; cóż, kiedy tylko dla siebie saméj, bo nie chcecie nigdy przyjąć ode mnie tego, co zarabiam.
— Ja i Anna — odpowiedział brat — wystarczamy potrzebom domu i interesów. Ty zaś, Kasiu,