Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.1 203.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

dawał. Ochrzcili go trzema imionami: Roman, Gotard, Bruno, jak dziś pamiętam... to on... niezawodnie on!.. jedźmy, kuzynulku, na ten koncert! jeżeli mię kochasz, jedźmy!.. ciekawam zobaczyć tego Romana Gotarda, a przytém i zabawimy się... cóż, kuzynulku, czy pojedziemy?
— Nieznany jakiś człowiek — wymówiła z namysłem pani Herminia — nie wiem, czy wypada... jak myślisz, Jean?
— Jak chcesz, moje życie; co do mnie, jestem zaproszony na preferansa do Darzyca...
— Mogły-byśmy z Żancią pojechać... Maryś-by z nami był, nie wiem tylko, czy ktokolwiek więcéj będzie... żeby się nie skompromitować, odróżniając od innych...
— Państwo Natalscy i młodzi Darzycowie pewno będą; oni tak lubią muzykę... — z cicha wtrąciła Żancia, któréj myśl o koncercie uśmiechała się widocznie.
Przez chwilę trwały debata, w których końcu pani Herminia zgodziła się na koncert, z warunkiem, jeśli Maryś dowié się zaraz, czy i Natalscy na nim się znajdą.
Maryś przyrzekł dowiedziéć się, Żanci piwne oczy błysnęły zadowoleniem. Z tym blaskiem było jéj bardzo ładnie, bo twarz jéj straciła na chwilę nic nieznaczącą martwość; ale, zajęta afiszem młoda panienka, oparła się łokciem o stół i czytała programat koncertu.