Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.1 205.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

czarno i wyraźnie namalowano numera miejsc, przez nikogo niezajętych. Na estradzie stał forterpian z klawiaturą rzęsiście oświetloną dwoma wieloramiennemi świecznikami, obok fortepianu, samotne i smutne, na osobnym pulpicie spoczywały skrzypce.
Na czele kilkudziesięciu rzędów żółtych krzesełek, bardzo blizko estrady znajdował się rząd większych i wygodniejszych krzeseł, spłowiałym axamitem ponsowego koloru obitych. Były to miejsca honorowe, najdroższe i najpokaźniejsze. Na tych-to honorowych miejscach zasiedli: pani Herminia, ciocia Rózia, Maryan i Żancia. Przybyli kwadransem późniéj, niż chciał tego afisz, porę rozpoczęcia się koncertu ogłaszający, a jednak przybyli jeszcze zbyt wcześnie: na estradzie nie było artysty, a w sali słuchaczy. Na twarzy pani Herminii malował się niepokój, połączony z niezadowoleniem; obawiała się śmieszności słuchania koncertu, którego widocznie nikt słuchać nie chciał. Ciocia Rózia, ustrojona w szeroką i krótką amarantową suknią, z takiéjże barwy pufem na głowie, z wachlarzem w pulchnéj rączce, chichotała z cicha i poziewała głośno na przemian, przekomarzała się z Maryanem, lub poprawiała fałdy sukni i układ warkoczy, siedzącéj pomiędzy nią a panią Herminią, Żanci.
Maryan nie był już tak wesołym, jak z rana, odcinał się jednak cioci Rózi i żartował z pustek, panu-