Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.1 224.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

o mój Boże! cóż on nieszczęśliwy uczyni? dla kogoż grać będzie.
Zdawało się, że była blizką płaczu. Ciocia Rózia schyliła się znowu do jéj ucha:
— Poproś mamy, aby cię tu ze mną zostawiła. Dosłuchamy do końca...
Powstali. Na znak matki, wstała i Żancia, ale oparła rączkę o poręcz krzesła i w matkę nieśmiały wzrok utkwiła. Widoczném było, że czyniła nad sobą wielkie wysilenie.
— Moja mamo! — szepnęła ledwie dosłyszalnie — może-bym ja z ciocią Rózią tu została... mnie się ta muzyka bardzo... podoba...
Pani Herminia ze zdumieniem spójrzała na córkę i czoło zmarszczyła.
Quelle idée, ma chère! — odpowiedziała krótko — partons!
Roman Gotard widział powstające z krzeseł, od gry jego uchodzące towarzystwo. Ciemna twarz jego oblała się szkarłatem, pierś wezbrała goryczą; nie przestał jednak grać, owszem, podniósł wysoko smyczek i uderzył nim po strunach z taką nagłą siłą, z takim wybuchem namiętnego żalu, gniewu, rozpaczy, że wydały one z siebie krzyk przeciągły, i za plecami uchodzących rzuciły gamę dziwnego jakiegoś śmiechu, którego każdy ton zdawał się być uderzeniem serca, pękającego w spazmie bólu i szyderstwa. Nagle przed wzrokiem grającego, na podobieństwo