Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.1 228.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

i w malowniczych fałdach ramiona mu opływający; kapelusz, również hiszpański strój przypominający, przykrywał włosy, zwilżone deszczem, do skroni i szyi przylegające; pod ręką niósł podłużne pudło ze skrzypcami. Przestąpiwszy próg, wstrząsnął się cały, przez co hiszpański płaszczyk upadł na ziemię, poczém podłużne pudło ze stukiem umieścił na komodzie, i kapelusz przemokły porywczym giestem na tenże sprzęt rzucił. Na matkę przelotnie spójrzał, i postąpiwszy w głąb’ izdebki, rzucił się raczéj, niż usiadł, na jedno z łóżek. Po ciemnéj i bladéj twarzy jego błąkały się niepewne rumieńce, w czarnych oczach gorzał blask nienaturalny, sztuczne naprężenie władz fizycznych i moralnych znamionujący, usta i ręce od czasu do czasu poruszały się nerwowém drżeniem.
Stara kobieta powstała z wolna; zbliżywszy się do progu, podniosła rzucony na ziemię płaszczyk i, starannie oczyściwszy go z wilgoci i kurzu, zawiesiła na tkwiącym w ścianie gwoździu. Potém wróciła na uprzednie swe miejsce, ale nie wzięła do rąk opuszczonéj roboty; dłonie splotła na kolanach, szczupłą kibić podała nieco na przód, i zmęczonemi oczyma wpatrzyła się w rozgorączkowaną twarz syna. On na nią nie patrzył; wzrok utkwił w ziemi, jedną ręką pokręcał czarnego wąsa, drugą niecierpliwe takty wybijał na krawędzi łóżka.