Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.1 293.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

przy stole z ramionami, skrzyżowanemi na piersi, głową podniesioną wysoko, ze wzrokiem błyszczącym, z uśmiechem na ustach, pełnym wewnętrznego uradowania i niezachwianéj pewności siebie. Syn i matka zamieniali pomiędzy sobą spójrzenia i uśmiechy, a oczy ich zbiegały się często na jednym punkcie, którym był, leżący w pobliżu tacki ze szklankami, spory zwój asygnat. Obok pieniędzy, jaśniał pod świecą najpiękniejszym różanym kolorem delikatny papierek, którym z rana owinięte były bilety koncertowe. Teraz w różowym papierku ani jednego nie było biletu; Roman Gotard rozprzedał je wszystkie w obywatelskich domach; teraz także nie wyrzekał on na samolubstwo bogaczy, ani na zmateryalizowany wiek dziewiętnasty.
— Nie wyobrazisz sobie, matko — mówił, wonny rum lejąc do szklanki z herbatą, i z widoczną przyjemnością smakując urządzony w ten sposób napój — nie wyobrazisz sobie, matko, jacy to wszystko ludzie delikatni, grzeczni, uprzedzający, a jak żyją! po królewsku! Salony, służba! wszędzie fortepiany przepyszne... najpiękniejszy jednak, najwyborniejszy u Brochwiczów...
— U rodziców téj panny... — przerwała stara Wąsikowska, która, popijając herbatę, z uśmiechem pełnym rozkoszy i ciekawości, słuchała opowiadań syna.
— U rodziców tego anioła, mamo! — odpowie-