Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.1 302.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Naturalnie! Romulku! naturalnie! inaczéj być nie może! taka zacna dama...
— Jakąż cudowną woń papier ten wydaje z siebie! zdaje mi się, że jestem w ich salonie i patrzę na mego anioła! Jak tu odpisać takiéj damie? od czego zacząć? tytułuje mię: Szanowny Panie! ja także zatytułuję: Szanowna Pani! albo nie, lepiéj może będzie: Jaśnie Wielmożna Pani! ona, mamo, jest Jaśnie Wielmożną!
— Moje dziecko — ozwała się Wąsikowska — może-byś wcale nie odpisywał, ale poszedł jutro do nich i ustnie odpowiedział...
Roman Gotard zamyślił się. Odpisywanie tak wielkiéj damie, za jaką uważał panią Brochwiczową, wprawiało go w kłopot. Życie jego całe płynęło tonami, grał wiele, pisał i czytał za to bardzo mało. Gdyby tak można było wygrać odpowiedź na skrzypcach, albo i na fortepianie, z zapałem rzucił-by się do dzieła, pewny, że wykona je doskonale. Ale styl i ortografia nie były przedmiotem, któremu-by poświęcać się lubił, i w którym mógł-by uczuwać odpowiednią do okoliczności pewność siebie. Po namyśle tedy, zgodził się ze zdaniem matki.
— Tak będzie nawet i grzeczniéj i stosowniéj — rzekł. — Powiem lokajowi, że jutro osobiście złożę wizytę państwu Brochwiczom.
Wyszedł z powagą, po chwili wrócił, i czas jakiś przechadzał się w milczeniu po izdebce, tajemne my-